Leniwym ruchem przetarłam powieki, chcąc
zetrzeć z nich resztki snu. Nie miałam najmniejszej ochoty wstawać, a tym
bardziej iść do szkoły, ale nie miałam zbyt dużego wyboru. Mimo wszystkich
moich "wybryków", całego pyskowania, farbowania włosów i przekłutej
wargi, nie byłam typem osoby, która wagarowała bądź miała złe oceny. Co to, to
nie. Uczyłam się znakomicie, a jeśli miałam zły dzień, to najzwyczajniej w
świecie znęcałam się nad innymi.
Jeszcze nigdy nie wagarowałam.
Powoli zwlekłam się z łóżka, omijając lustro
szerokim łukiem, by przypadkiem w nie nie spojrzeć. Bóg wie, co bym tam
zobaczyła. Lepiej nie ryzykować.
Kiedy już udało mi się uporać z poranną
toaletą i moim ubiorem, chwyciłam torbę, po czym zarzuciłam ją sobie na ramię.
Schodząc po schodach, cały czas zastanawiałam
się nad wczorajszym zachowaniem Ashtona. Było ono co najmniej dziwne i
zastanawiające. Nigdy nie spodziewałabym się, że ten chłopak może być aż tak
cholernie bipolarny. Właściwie to nigdy nie przypuszczałabym, że ktokolwiek może się aż tak zmienić w
ciągu kilku minut. Z zażenowaniem musiałam przyznać, że "poza
szkolna" wersja Irwina była pociągająca i dużo bardziej intrygująca niż ta
odgrywana w szkole.
Przechodząc przez kuchnię chwyciłam jabłko,
następnie wrzucając je do torby.
Poza tym, co on miał na myśli, mówiąc, że
wcale nie jest aniołkiem? Zgadywałam, że ma to jakieś nawiązanie do jego
"niegrzecznej" strony, która w przeszłości musiała ukazywać się dużo
częściej, przez co kiblował przez kilka lat. Z drugiej strony nie potrafiłam
wyobrazić sobie Ashtona w roli Luke'a.
Ale kto wie. Przecież Irwin był mi prawie
obcy.
Zatrzymałam się gwałtownie, widząc dwa auta na
moim podjeździe. Na moje usta wkradł się zadowolony uśmiech, kiedy powoli
podchodziłam do bramy.
- Liv! – Luke wyskoczył ze swojego czarnego
samochodu z szerokim uśmiechem na twarzy. Podszedł do mnie szybkim krokiem,
dając mi przelotnego całusa w usta na powitanie.
- Olivia – z drugiego auta powoli wysiadł
Irwin, kierując swoje kroki w naszą stronę. – Miałem nadzieję, że pozwolisz się
zawieźć do szkoły. Nie, wróć. Ty pojedziesz ze mną do szkoły – ukazał równe
zęby w uśmiechu.
Luke napiął wszystkie mięśnie, gotowy odepchnąć
Irwina, gdyby ten podszedł za blisko.
- Liv jedzie ze mną. Nikt nie prosił cię o
podwożenie jej, poza tym nawet jej nie znasz. Chyba dużo większe prawo do tego
ma jej chłopak – warknął Hemmings, a
na mojej twarzy odmalowało się rozbawienie.
Uwolniłam się z uścisku blondyna i stanęłam
pomiędzy dwoma zdezorientowanymi chłopakami. Bawiła mnie ta kłótnia, i to nawet
bardzo. Ale dlaczego miałabym na niej nie skorzystać?
- Spokojnie, chłopcy, wystarczy dla każdego –
uśmiechnęłam się chytrze, wędrując wzrokiem od jednego do drugiego. – Do szkoły
zawiezie mnie Luke, a do domu Ashton. Zadowoleni? Tak? Nie? To trudno –
wzruszyłam ramionami i bez zbędnych ceregieli wpakowałam się zadowolonemu
Hemmingsowi do auta.
- I tak cię odwiozę – mruknął pod nosem,
wsiadając za kierownicę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
To się
jeszcze okaże, Luke.
***
- Naprawdę nigdy nie próbowałaś wylać komuś
napoju na głowę? – Ashton wytrzeszczył oczy w niedowierzaniu.
Pociągnęłam łyk mojego przyjemnie chłodnego
smoothie.
- Nie – odparłam po raz dziesiąty, wędrując
spojrzeniem w stronę Luke'a, który już na samym początku przerwy został
obskoczony przez grupę piszczących panienek, a następnie siłą zaciągnięty do
stolika na środku jadalni. Miałam szczęście, że przynajmniej Ash ze mną został.
– Mówiłam ci już, ż nie bawię się w takie rzeczy. To jest zbyt prymitywne i
spontaniczne – z westchnieniem odstawiłam pusty kubeczek.
- Ale przez okna wyskakujesz, tak? – czyjaś
taca z hukiem wylądowała tuż przy mojej ręce, mijając się z nią tylko o
milimetry.
- Nie – powtórzyłam, odwracając głowę w
kierunku nowoprzybyłego. – A nawet jeśli to skąd ty wziąłeś takie plotki? –
zmarszczyłam brwi rozbawiona.
Brunet wsunął się na siedzenie obok mnie z
szerokim uśmiechem na twarzy. Musiałam przyznać, że był niesamowicie podobnie
ubrany do Ashtona – czarne obcisłe dżinsy z dziurą na jednym kolanie, ciemny
tank top, czarne trampki. Ogromna gama kolorów. Kiedy odwrócił się do mnie,
zauważyłam, że jego grzywka pofarbowana jest na blond.
- Nie mogę powiedzieć – odpowiedział.
- Jak chcesz – wzruszyłam ramionami. – Ale i
tak wiem, że to Irwin ci powiedział.
Brunet ukazał zęby w szerokim uśmiechu i objął
mnie ramieniem.
- Nareszcie znalazł sobie jakąś inteligentną
przyjaciółkę. Już myślałem, że do końca życia będzie singlem.
- Waoh, spokojnie – złapałam jego dłoń i
odsunęłam od siebie. – Po pierwsze: ja go nie lubię. Po drugie: on mnie nie
lubi. Po trzecie: nawet cię nie znam, idioto.
- Jestem Hood – chłopak wyszczerzył się
jeszcze bardziej, wyciągając w moim kierunku rękę.
- Calum, uwierz mi, nie wyrwiesz dziewczyny,
przedstawiając się nazwiskiem – roześmiał się Ashton, a ja znów powędrowałam
wzrokiem w kierunku Hemmingsa, który przez całą przerwę gapił się tylko na
mnie.
- A więc Calum – zaczęłam. – Może ty kiedyś
wylałeś komuś napój na głowę?
- Tak. Nie. Nie wiem – podrapał się po karku.
– Znaczy osobiście nie. Ale wcześniej Ash miał pełno takich numerów. Dopiero w
tym roku coś go napadło na bycie grzecznym.
- Serio? – uniosłam brew, spoglądając na
czerwonego Irwina. – A to ciekawe… - uśmiechnęłam się chytrze. – Zgaduję, że po
szkole znów wraca poprzedni Ashton?
- Nie ma "poprzedniego Ashtona" –
warknął blondyn. – Cały czas jest ten sam Ashton.
Roześmiałam się, widząc jak bardzo wstyd się
zrobiło, kiedy zaczęliśmy o tym rozmawiać.
- Szczerze, to nie mam nic przeciwko
poprzedniemu Ashtonowi – powiedziałam. – Jak na moje, bylibyśmy idealnym
zespołem: ja, Luke i ty.
- I ja! – Hood oburzył się, prawie wylewając
przy tym swój napój.
- I Calum – dodałam z niechęcią. – Macie
jeszcze innych kolegów, którzy mogą się czuć pokrzywdzeni, nie będąc z nami w
drużynie? – spytałam poirytowana.
Brunet i Irwin wymienili porozumiewawcze
spojrzenie, a ja westchnęłam.
- Świetnie – burknęłam. – A więc jak ma na
imię? Chciałabym go dopisać do listy irytujących mnie osób.
- Masz taką listę? – brwi Caluma uniosły się w
zdziwieniu, a ja złapałam się za głowę i wywróciłam oczami.
- Dlaczego ja w ogóle z wami rozmawiam… -
wymamrotałam, na co Hood się wyszczerzył.
- Bo jesteśmy niesamowicie przystojni – wypiął
z dumą pierś.
Parsknęłam niepohamowanym śmiechem, tym samym
wywołując oburzenie ze strony dwójki przyjaciół. Naprawdę byłam ciekawa, czy
Calum w ogóle potrafi być skromny.
- Niestety, ona jest już zajęta – niski głos
obił się o moje uszy, a ja zamarłam, kiedy jego dłonie objęły od tyłu moją
szyję.
- To nie znaczy, że nie mogę cię zdradzać,
Lukey – odparłam, patrząc na niego w górę. – Życie nie jest bajką, gdzie
księżniczka ma tylko jednego księcia. W tej bajce nie ma księżniczek. Są tam swego
rodzaju łowczynie, które szukając swojego ukochanego, uczą się na błędach. –
Uśmiechnęłam się do Hemmingsa.
Blondyn odwzajemnił mój gest i bezszelestnie usiadł
obok mnie.
Wlepiłam w niego swoje spojrzenie, kiedy cała
trójka rozprawiała o jakichś bezsensownych rzeczach. Zastanawiałam się, czy
zraniłam Luke'a swoimi słowami. Nawet jeśli, to nigdy nie chciałam tego zrobić,
ale musiał mi przyznać rację i doskonale o tym wiedział. Nie mogłam stwierdzić
na chwilę obecną, czy kochałam tego chłopaka całym sercem i, czy będę z nim do
końca życia. To tak nie działało.
Miłość nie polega na słowach ani na czynach.
Miłość jest czymś, czego nie jesteśmy w stanie kontrolować, nawet gdybyśmy
chcieli. Przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i nie chce puścić, szepcząc
ci do ucha, byś jej uwierzyła. Jest jak mały diabełek na ramieniu, który wbrew
twojej woli wybiera ci partnera, nie pozwalając na nikogo innego. A kiedy już
jest pewny, że mu uwierzyłaś, że jesteś gotów oddać życie za wybraną przez
niego osobę, on znika, ciągnąc za sobą wszystko, co kochasz.
- To co, Liv, tak czy nie? – Irwin spojrzał na
mnie błagalnym wzrokiem.
A jak na razie, ja nigdy nie spotkałam takiego
diabła.
- Mhm – mruknęłam sennie, wciąż będąc myślami
gdzie indziej.
Czy Luke naprawdę mnie kochał? A może to było
tylko zwykłe zauroczenie?
- Olivio Dunn, czy ty wciąż żyjesz? – Ashton
pomachał mi dłonią przed twarzą, wybudzając mnie z zamyślenia.
- Niestety tak – wymamrotałam, podnosząc na
niego wzrok. – Co chcecie?
- Właśnie zapytałem, czy mogę cię przelecieć
na tym stole, a potem powiesić twoją bieliznę na lampie na korytarzu. – Ash
odchrząknął. – A ty się zgodziłaś.
- Nie zrobiłeś tego! – wytrzeszczyłam oczy. –
A nawet jeśli, to nie byłam do końca trzeźwa i w życiu ci na to nie pozwolę! –
oburzyłam się.
- Nie byłaś trzeźwa? Niby czym się upiłaś?
Sokiem? – parsknął Hemmings, obejmując mnie ramieniem.
Zgromiłam go wzrokiem.
- Upiłam się myślami, skarbie.
Cała trójka momentalnie zamilkła, a ja
uśmiechnęłam się wesoło. Znów miałam przewagę.
- A więc, o co na serio pytałeś, Irwin? –
odwróciłam się do niego, unosząc brew.
Blondyn zrobił niezadowoloną minę i splótł
ramiona na piersi.
- Po nazwisku to po pysku, Dunn – parsknął.
- Dziewczyn się nie bije, Irwin –
wyszczerzyłam się.
Chłopak prychnął tylko niezadowolony, po czym
wrócił do wściekłego gapienia się na Hemmingsa.
- Pytał, czy pójdziesz z nami na imprezę –
odezwał się Calum, widząc, że nasz przyjaciel jest obrażony.
Otworzyłam szerzej oczy, co Hood musiał uznać
za zdziwienie tym pytaniem. Ale to wcale nie o to chodziło. Jakimś pieprzonym
cudem nazwałam Ashtona moim przyjacielem.
Przecież ja go nawet nie lubiłam. Był cholernie zmienny, a do tego
nieobliczalny z tą swoją dziecięcą minką. Nie mógł być moim przyjacielem.
A jednak go tak nazwałam.
- Liv, czy to właśnie zdziwiłaś się, że masz
iść na imprezę? – Luke uniósł brwi z rozbawieniem.
- Cholera, Hemings, jasne, że nie – mruknęłam pod
nosem, wciąż budząc się z oszołomienia. – Zdziwiłam się, że mam iść tam z kimś
takim jak Calum. Z kimś tak…
- Z kimś tak wspaniałym? – oczy bruneta
rozszerzyły się.
- Głupim – dokończyłam, biorąc od Asha łyka
jego napoju.
Irwin poderwał się gwałtowni, wyrywając mi
kubeczek.
- Hej! Kup sobie właśnie, Liv! – krzyknął, a
kilka osób odwróciło się w naszą stronę.
Westchnęłam głośno, opadając na oparcie
krzesła.
- Och, Ashton… - pokręciłam głową. – Co twoje
to i moje nie? Właściwie, co wasze to i moje, więc… Oddawaj. – zadowolona wyrwałam
mu sok, ignorując jego wściekłe spojrzenie.
Pociągnęłam długi łyk i wyciągnęłam rękę, by
odstawić kubek. Kątem oka zobaczyłam jak Irwin szczerzy się do kogoś za mną,
ale zanim zdążyłam się obrócić po moich plecach rozlało się nieprzyjemne
uczucie szczypiącego chłodu.
Wciągnęłam z sykiem powietrze, zaciskając
powieki.
Jeszcze nikt nigdy mnie nie upokorzył. Wszyscy
się mnie bali, unikali mnie, nawet ze mną nie rozmawiali. Od najmłodszych lat
byłam największym postrachem w całej szkole i każdy unikał mnie jak ognia,
bojąc się, że się sparzy lub sam zapali. A oto właśnie znalazł się ktoś, kto
pierwszy raz zrobił co innego. Pierwszy raz ktoś całkowicie olał moją
sukowatość i odważył się przeciwstawić.
Zerknęłam na Luke'a , który siedział z
wściekłymi ognikami w oczach i wywiercał nimi dziury w osobie za mną. Powoli
zacisnęłam palce na krawędzi stołu, po czym beż pośpiechu i ze stoickim
spokojem wstałam i…
Zaczęłam klaskać.
- Brawo, mój drogi – wyszczerzyłam się,
ukazując białe zęby w lodowatym uśmiechu. – Właśnie kupiłeś sobie bilet do
piekła.
zgaduję, że to Mikey :))
OdpowiedzUsuńwoah, dopiero co trafiłam na to ff i już się zakochsłam :3
rozdział świetny!
czekam na następny :*
dziewczyna-która-też-ma-na-imię-oliwia
hejka... dzisiaj znalazłam Twoje opowiadanie i muszę przyznać, że jest świetne... ;) mam nadzieję, że wkrótce dodasz coś nowego, będę czekać! :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie! :)
HEJ DOPIERO CO ZNALAZŁAM TE FF CHARLIE I MUSZE CI POWIEDZIEC ZE ZAJEBISCIE PISZESZ ITD ITP XDD
OdpowiedzUsuńDZIEWCZYNA-KTORA-TEZ-MA-NA-IMIE-JULIA XDDD JEZU ALE JESTEM WREDNA KUFFA NIE MIALO TAK BYC XDDD