Jak zwykle wściekła na cały świat, otworzyłam
drzwi do budynku. To była już moja czwarta szkoła w tym roku. Z poprzednich
trzech wyrzucili mnie przede wszystkim za nieodpowiednie zachowanie w stosunku do
reszty szkoły, czy jak to tam nazwali. Ale ostatnia była wyjątkiem – tam nie
mieli nic przeciwko mojemu wywyższającemu się zachowaniu. Stamtąd wyrzucili
mnie za farbowanie włosów, od czego za nic nie chciałam odstąpić – uwielbiałam,
kiedy moje loki były kruczoczarne.
Westchnęłam i ruszyłam szybkim krokiem w
stronę przydzielonej mi szafki. Byłam już dobrze spóźniona na pierwszą lekcję,
więc sama nie wiedziałam, dokąd mi się aż tak spieszyło. Zaczęłam nerwowo bawić
się kolczykiem w wardze, kiedy ktoś wpadł na mnie z takim impetem, że gdyby nie
silne ramiona nieznajomego, już dawno leżałabym na ziemi.
- Cholera jasna! – wydarłam się na cały
korytarz, łapiąc się za nos, który trafił idealnie w obojczyk żywego tarana. –
Nie możesz choć trochę patrzeć dokąd idziesz? – podniosłam wzrok.
Moje oczy natrafiły na wysokiego blondyna,
który pomimo mojego dość pokaźnego jak na dziewczynę wzrostu i obcasów na
nogach, przewyższał mnie o pół głowy. Przez jego czoło przewiązana była
granatowa bandana w białe wzorki, dzięki czemu ciemnozłote loki nie opadały mu
na oczy. Pełne usta i roziskrzone oczy idealnie do siebie pasowały, a malutkie
dołeczki w każdym z policzków, utworzone od zbyt wielu szerokich uśmiechów,
dopełniały wszystkiego. Ubrany był w szary tank top z czarnym napisem
"looking for a friend", ale po jego postawie i wyszczerzonych zębach
wywnioskowałam, że prośba jest fałszywa. A do tego na jego ramieniu widniał
teraz szkarłatny ślad po naszym zderzeniu.
Raptownie jego wyraz twarzy uległ zmianie i
pojawił się na niej przestrach.
- O Boże! Przepraszam! – wykrzyknął, ujmując
moją twarz w dłonie. O dziwo, nie wyrwałam mu się. – Krwawisz!
Szybkim ruchem wyciągnął chusteczkę i
przytknął mi ją do nosa. Zabrałam mu ją odsuwając się od niego.
- I? – spytałam z ręką przy twarzy, przez co
mój głos był stłumiony.
- Krwawisz – powtórzył bezmyślnie.
Przewróciłam oczami.
- Wiem. Już to mówiłeś.
Chłopak zmrużył oczy, po czym, nie do końca
przekonany, wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Ashton Irwin – przedstawił się z szerokim
uśmiechem na twarzy.
Zignorowałam jego próbę zaprzyjaźnienia się i
ominęłam szerokim łukiem. Miałam gdzieś, że Ashtonowi zachciało się bawić w
sympatyka. Ja nie lubiłam takich rzeczy i wystarczała mi moja niewielka grupka
przyjaciół, która trzymała się ze mną od podstawówki. Nerwowo kręciłam kółeczkiem
w mojej wardze, kiedy blondyn zastąpił mi drogę.
- Czego ty ode mnie chcesz? – uniosłam brwi.
- Jak się nazywasz? – uśmiechnął się ciepło,
by zachęcić mnie do mówienia.
Taksując go wzrokiem, zastanawiałam się nad
odpowiedzią. Było jasne, że nie podam mu imienia, co nie znaczyło, że w ogóle
się nie odezwę. W końcu westchnęłam i skinęłam głową w jego kierunku.
- Odpowiem ci, jak zrobisz coś z tą krwią –
odparłam.
Ku mojemu zdziwieniu Ashton szybkim ruchem
zdjął koszulkę przez głowę, po czym rzucił na ziemię obok siebie. Uniosłam
brwi, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Z tym gościem było coś naprawdę nie
tak.
- Wszystko w porządku, Ashton? – położyłam mu
dłoń na ramieniu. – Niczego nie brałeś, nie piłeś?
Prychnął poirytowany, a w jego oczach
zauważyłam pytanie. Teraz już się nie wymigam, musiałam odpowiedzieć.
- Liv – wyszczerzyłam białe zęby w uśmiechu i
wyciągnęłam rękę, prawie krzywiąc się z obrzydzenia. Nienawidziłam, kiedy inni
mnie dotykali. To było takie… fuj. – Mogę już iść? – Obrzuciłam krytycznym
spojrzeniem jego goły tors.
Byłam chyba jedyną dziewczyną w całym liceum,
która nie mdlała i nie wzdychała na widok chłopaka bez koszulki. Sama nie wiem,
dlaczego nie reagowałam w ten sposób. Po prostu mnie to nie ruszało, i tyle. Ale
tym razem coś poczułam. Niewiele, ale zawsze.
- Oczywiście, że tak – kąciki jego ust uniosły
się do góry.
Przewróciłam oczami i wyminęłam go, postukując
obcasami, których echo odbijało się od ścian pustego korytarza. Zastanawiałam
się, dlaczego Irwin była dla mnie taki miły. Zwykle, a raczej zawsze,
odstraszałam ludzi. Wszyscy się bali; nikt nie śmiał mi się przeciwstawić. Nie
wiem, skąd brało się u nich takie zachowanie, ale Ashton był inny. On się mnie nie bał.
Uradowana swoim odkryciem, przyspieszyłam
kroku, wiedziona nowym celem – zaprzyjaźnić się z Irwinem. Oczywiście nie
miałam zamiaru robić się dla niego milsza. Chciałam to zrobić po swojemu, nawet
jeśli będę musiała do tego użyć siły, w co wątpię.
- Liv! – Znajomy głos spowodował, że odwróciłam
się ze zdumieniem wymalowanym na twarzy, chyba pierwszy raz od ponad siedmiu
lat.
- Luke! – krzyknęłam, ale śmiech zdławił
prawie całe słowo. Podbiegłam do blondyna i bezceremonialnie rzuciłam mu się w
ramiona.
Luke Hemmings był moim najlepszym przyjacielem
w podstawówce i to właśnie z tym wesołym , sarkastycznym blondynem przeżyłam
pierwszy pocałunek. Nie był on może udany, ale oboje mieliśmy wtedy po
jedenaście lat i byliśmy zafascynowani tymi wszystkimi parami, które chodziły
ze sobą za rączkę i całowały się co drugi krok. Nie mówiąc o tym, że do naszego
pocałunku przyczyniły się słowa naszych rodziców, którzy zawsze powtarzali, że
w przyszłości będziemy małżeństwem. Jak widać, prawie im uwierzyliśmy.
Nie miałam pojęcia, dlaczego akurat teraz
przypomniałam sobie nasz pocałunek. Miałam przeczucie, że było to chyba nasze
najzabawniejsze wspomnienie. I jedno z ostatnich, odkąd przeprowadziłam się
sześć lat temu, ponieważ moi rodzice nigdy nie wytrzymywali w jednym miejscu
dłużej niż dwa lata. Czasami zmienialiśmy tylko ulicę, a czasami jechaliśmy na
drugi koniec kraju. O dziwo, jeszcze nie wyjechaliśmy poza nasz kontynent. Na moich rodzicach takie przeprowadzki nie
robiły najmniejszego wrażenia – mieliśmy mnóstwo pieniędzy i moglibyśmy
zmieniać miejsce zamieszkania nawet co miesiąc. Ja przeżywałam to wszystko
trochę gorzej. Kiedy byłam mała płakałam przy wyjazdach, a za pierwszym razem
nawet uczepiłam się płotu. Potem było coraz lepiej, aż w końcu nauczyłam się odtrącać
od siebie wszystkich, być niemiła. Byle tylko mnie nie polubili. Dzięki temu
łatwiej było mi wyjeżdżać.
Jedynym wyjątkiem było zacieśnienie więzów z
Lukiem, którym swoją droga nadal trzymał mnie w objęciach.
- Boże! Tęskniłam, Lukey! – pisnęłam prosto w
jego flanelową koszulę w czerwono-czarną kratę. Było to zupełnie do mnie
niepodobne, ale tylko przy Hemmingsie mogłam pokazywać emocje.
- Gdzie ty byłaś, Liv? – zapytał, odsuwając
się. Na jego twarzy zagościł przecudny uśmiech.
- Wszędzie – wyszczerzyłam perliste zęby w
uśmiechu i zrobiłam krok do tyłu. Nagle coś do mnie dotarło. – Zaraz, zaraz… Ty
się tu uczysz? – wskazałam go oskarżycielsko palcem.
Niebieskooki przewrócił oczami. Ze zdziwieniem
zauważyłam, że w jego wardze również tkwi kolczyk, a do tego identyczny jak
mój.
- Nie, stwierdziłem, że mam aż nazbyt dużo
wolnego czasu, więc postanowiłem pozwiedzać budynki czynnych szkół. Chciałabyś
dołączyć? Wbrew pozorom to całkiem ciekawe zajęcie – odparł.
Zapomniałam, jak cięty język ma ten chłopak.
Niestety ja również wiele nauczyłam się pod jego nieobecność.
- Kusząca propozycja, ale wolałabym iść gdzieś
indziej. Tutaj mi się nie podoba – skrzywiłam się. – A może chodzi o tego
chłopaka, któremu zakrwawiłam koszulkę.
Podniosłam wzrok, aby napotkać rozbawione
spojrzenie przyjaciela, który niestety, albo stety, był jeszcze wyższy od
Irwina.
- Ashton?
Kiwnęłam głową.
- Irwin jest przewodniczącym samorządu
szkolnego. To tutejszy sympatyk, potrafi sobie zaskarbić przyjaźń każdego. Jego ulubionym zajęciem jest krążenie po
szkole i pomaganie osobom w potrzebie, a szczególnie nowym i zagubionym.
Po tych słowach roześmiałam się. Wątpię, żeby
Ashton chciał mi pomagać.
- Nie martw się – pocieszył mnie Luke, jakby
czytając w moich myślach. – Twoim przewodnikiem będę ja. Na twoje nieszczęście,
trąbią o tobie już kilka dni, głównie z powodu twojego ciekawego życiorysu.
Właśnie stąd wiedziałem, że będziesz się tu dzisiaj kręcić. – mrugnął do mnie i
oparł się ramieniem o szafki.
- Nawet przewidziałeś godzinę – pochwaliłam
go. – Prawdziwa z ciebie wieszczka. Nie chciałbyś przypadkiem szklanej kuli na
urodziny?- zasugerowałam, unosząc brwi.
Przygryzł wargę, ale nie przerwał naszej
potyczki. Wiedziałam, że z trudem powstrzymuje się od śmiechu.
- Przykro mi, Liv. Dostałem już jedną w
zeszłym roku.
Ułożyłam usta w podkówkę i pociągnęłam nosem.
- Szkoda. Teraz muszę ci znaleźć inny prezent.
Hemmings uśmiechnął się pocieszająco i wziął
mnie pod ramię. Ukradkiem zerknął na zegarek, szeroki uśmiech rozlał się po
jego twarzy.
- Hmm? – Uniosłam brew, ciekawa, co go tak
zadowoliło.
- Zostało nam równo 25 minut do końca tej
lekcji, a ja nie mam zamiaru ich zmarnować.
Westchnęłam z udręczonym wyrazem twarzy.
- Proszę, powiedz, że nie masz zamiaru mnie
teraz oprowadzać.
- Nie mam zamiaru cię teraz oprowadzać –
mrugnął do mnie i pociągnął przez korytarz.
- Kłamca.
Zatrzymał się gwałtownie i spojrzał w moje szare tęczówki. Nachylił się tak blisko, że czułam jego oddech na moich
zaróżowionych policzkach. Mrugnęłam. Miałam wrażenie, że Luke przede mną jest
nieprawdziwy; że jest tylko namalowany na płótnie jak najzwyklejszy obraz. Ale
moje wątpliwości się rozmyły, kiedy kąciki ust chłopaka uniosły się lekko, a
jego oddech znowu musnął moją twarz.
To było prawdziwe.
Właśnie w tej chwili zdałam sobie sprawę, skąd
u mnie ta obojętność dla wszystkich, nawet najprzystojniejszych chłopaków. No,
wyjątkiem był Ashton, przy którym moje policzki delikatnie, b a r d z o delikatnie się zaczerwieniły.
W każdym razie dokładnie pamiętam, kiedy
dokładnie rok temu, Hemmings jakimś cudem nawiązał ze mną wcześniej utracony
kontakt i zadzwonił na Skype. Siedział wtedy przy komputerze bez koszulki i
prawdopodobnie bez spodni, ale zupełnie się tym nie przejmował. Właśnie w tym
momencie moje serce wykonało salto i zaczęło wybijać szaleńczy rytm,
przyprawiając moją twarz o kwieciste rumieńce. Modliłam się wtedy, żeby blondyn
nie zauważył mojego zmieszania jego umięśnionym torsem.
Tak samo było teraz, tylko tym razem chłopak
był w pełni ubrany. Moje serce znów zaczęło ten zwariowany taniec w mojej
piersi, co, notabene, podobało mi się.
Nagle jego usta musnęły moje wargi, delikatnie
niczym sam podmuch wiatru, po czym odsunęły się ode mnie.
- Liv, jeśli myślisz, że oprowadzam cię z
poczucia odpowiedzialności to grubo się mylisz. Pomagam ci tylko ze względu na
własne korzyści. – Uśmiechnął się, kontynuując przerwany marsz przez korytarz.
Tym razem sama musiałam za nim pójść.
Raptownie zza zakrętu wyłoniła się obu nam
znana postać Ashtona. Brązowooki uśmiechnął się szeroko na nasz widok i
podszedł do nas.
- Widzę, że mimo wszystko jesteś towarzyska –
odezwał się ciepło, kiedy znalazł się w zasięgu naszego słuchu.
- Przeceniasz moją dobroduszność, Irwin –
wyszczerzyłam się. – Luke jest jedynym moim przyjacielem. – Jakby na
potwierdzenie tych słów Hemmings przysunął się bliżej i objął moją talię.
Ashton uśmiechnął się do niego przyjaźnie, ale
na twarzy mojego przyjaciela nadal malowała się powaga. Za to na policzkach
Irwina pojawiły się dołeczki, które nawet ja musiałam uznać za urocze.
Nie tak urocze jak Luke'a, rzecz jasna.
Brązowooki odchrząknął, bawiąc się bandaną na
nadgarstku.
- W każdym razie, cieszę się, że nie jesteś tu
sama. Bałem się, że będziesz skazana na moje towarzystwo. – Roześmiał się.
Wykrzywiłam usta na dwuznaczność jego słów.
Albo najbardziej przyjacielski koleś na świecie dawał mi właśnie do
zrozumienia, że jestem do dupy, albo miał niesamowicie niską samoocenę. Lub miał
bardzo kiepskie poczucie humoru.
Nastawiłam się na trzecią opcję i przybrałam
złośliwy wyraz twarzy.
- Jak widzisz, nie musisz się już martwić, bo
mam Luke'a – zapewniłam go.
Skinął głową, ale nie ruszył się z miejsca.
Westchnęłam i powiedziałam bezgłośnie "Możesz już iść", na co Ashton
obrzucił nas ostatnim spojrzeniem i odszedł, promieniejąc z nieuzasadnionej
dziecinnej radości.
Odetchnęłam głęboko i odwróciłam się do
Hemmingsa.
- On zawsze taki jest? – spytałam, kiwając w
kierunku oddalającego się blondyna.
- Zawsze.
- Zawsze zawsze?
- Zawsze zawsze.
Pokręciłam głową i rzuciłam ostatnie
spojrzenie w stronę Irwina.
- Po co mu tyle bandanek?- rzuciłam pod nosem,
ale Luke i tak mnie usłyszał.
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Czy on kogokolwiek traktuje na poważnie?
- Śmiem wątpić, Livvy, śmiem wątpić.
-------------------------------------------------------------------------------
Wow! Wielkie brawa dla mnie! Nareszcie udało mi się skończyć pierwszy rozdział, który swoją drogą jest taki zagmatwany i dziwny, że sama nie ogarniam XD Przepraszam Wasza ten bałagan, ale naprawdę musiałam jakoś wprowadzić, a nie widziałam innego wyjścia... :( Mam nadzieję, że Wam się spodoba i przypominam o jednej ważnej zasadzie - czytasz = komentujesz :) Byłabym wdzięczna za jej przestrzeganie, ponieważ to niesamowicie motywuje :*
Książkoholiczka
PS Mam nowe postanowienie! Nowy rozdział będzie pojawiał się, kiedy pod każdym postem znajdzie się co najmniej 5 komentarzy. I nie wliczając w to moich odpowiedzi :D Liczę na Was, kochani :*
PS Mam nowe postanowienie! Nowy rozdział będzie pojawiał się, kiedy pod każdym postem znajdzie się co najmniej 5 komentarzy. I nie wliczając w to moich odpowiedzi :D Liczę na Was, kochani :*
Super
OdpowiedzUsuńGenialny
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny ^^
OdpowiedzUsuńFaktycznie, w pewnym momencie można było się pogubić, ale i tak bardzo mi się spodobał. Z muzyką w komplecie to jest istne cudo, zazdroszczę talentu. Szczególnie jeśli chodzi o dialogi, bo mi nie wychodzą one zupełnie.
OdpowiedzUsuńIf you would like an alternative to casually approaching girls and trying to figure out the right thing to say...
OdpowiedzUsuńIf you'd prefer to have women hit on YOU, instead of spending your nights prowling around in noisy pubs and nightclubs...
Then I urge you to view this short video to uncover a strong secret that might get you your own harem of hot women:
FACEBOOK SEDUCTION SYSTEM...